Kluski quinojki
To był bardzo udany eksperyment.
Uprażyłam (po to, by podkręcić orzechowy smak) bez tłuszczu 1 szklankę quinoa w stalowym garnku, aż kasza zaczęła intensywnie pachnieć i strzelać. Wypłukałam quinoa pod bieżącą wodą, żeby pozbawić ewentualnych resztek saponiny. Zalałam kaszę dwoma szklankami osolonego wrzątku z dodatkiem jednej łyżki oleju i gotowałam, mieszając, aż kasza wchłonie niemal całą wodę, ale nadal będzie trochę wilgotna. Spróbowałam, posoliłam do smaku, dodałam świeżo zmielony czarny pieprz, łyżeczkę ostrej papryki i posiekaną natkę pietruszki (miałam tylko odrobinę). Dodałam dwie czubate łyżki skrobi kukurydzianej (ziemniaczana też może być), dokładnie wymieszałam łyżką, trochę rozcierając masę. Utoczyłam z masy wałeczek na omączonym blacie, pokroiłam go w plasterki, z każdego plasterka utoczyłam kluseczkę z dziurką w środku, jak śląską. Ugotowałam w osolonym wrzątku - od wypłynięcia na wierzch gotowałam 2-3 minuty (ogień nie może być duży, żeby kluski się nie rozpadły). W tym czasie podsmażyłam na patelni na 2 łyżkach oleju 1 cebulę posiekaną w kostkę.
Zjedliśmy z wielkim smakiem.
Uprażyłam (po to, by podkręcić orzechowy smak) bez tłuszczu 1 szklankę quinoa w stalowym garnku, aż kasza zaczęła intensywnie pachnieć i strzelać. Wypłukałam quinoa pod bieżącą wodą, żeby pozbawić ewentualnych resztek saponiny. Zalałam kaszę dwoma szklankami osolonego wrzątku z dodatkiem jednej łyżki oleju i gotowałam, mieszając, aż kasza wchłonie niemal całą wodę, ale nadal będzie trochę wilgotna. Spróbowałam, posoliłam do smaku, dodałam świeżo zmielony czarny pieprz, łyżeczkę ostrej papryki i posiekaną natkę pietruszki (miałam tylko odrobinę). Dodałam dwie czubate łyżki skrobi kukurydzianej (ziemniaczana też może być), dokładnie wymieszałam łyżką, trochę rozcierając masę. Utoczyłam z masy wałeczek na omączonym blacie, pokroiłam go w plasterki, z każdego plasterka utoczyłam kluseczkę z dziurką w środku, jak śląską. Ugotowałam w osolonym wrzątku - od wypłynięcia na wierzch gotowałam 2-3 minuty (ogień nie może być duży, żeby kluski się nie rozpadły). W tym czasie podsmażyłam na patelni na 2 łyżkach oleju 1 cebulę posiekaną w kostkę.
Zjedliśmy z wielkim smakiem.
Nooo ja się nie dziwię, że ze smakiem, bo ja uwielbiam takie jedzenie!
OdpowiedzUsuńProste, z głębokim podtekstem:)
Pozdrawiam serdecznie!
Quino, na pewno już wszystkie kluski zjadłaś?
OdpowiedzUsuńKolejna bomba! Za takie przepisy, to nic, tylko dziękować :)
OdpowiedzUsuńWitaj Patrycjo! Miło mi :) Odwzajemniam pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńHaniu, zjadłam, ale powiedz tylko słowo, a ugotuję porcję dla Ciebie :)
Cieszę się, Lu! :)
To może w końcu umówimy się jakoś sportowo i kulinarnie, co? :)
OdpowiedzUsuńte to takie kluski firmowe :D
OdpowiedzUsuńKurcze , gdzie ty mieszkasz?Bo może gdzieś blisko mnie , to bym czasami wpadła na takie kluski i nie tylko na kluski
Ha, a ja wczoraj kupiłam paczkę trójkolorowej quinoi :) Zrobię kolorowe kluski ;)
OdpowiedzUsuńHaniu, nie mam zimowych opon;), nie mam błotników i porządnej czapki, w której by wiatr nie hulał. Śmiganie po Kampinosie na rowerze przez zaspy wydaje mi się skrajnie ekstremalne:), a na nogach nie dam rady dotrzymać Ci kroku. Może poczekamy, aż śnieg stopnieje, co Ty na to? :)
OdpowiedzUsuńMargot, mieszkam niedaleko targowiska na Kole i zapraszam:)))
Anuszko, wiem, że to nieładnie, ale Ci tych innych quinoi zazdroszczę:) Czarna podobno trochę chrupie, pewnie będzie się gorzej wiązała z mąką i mam nadzieję, że Ci się kluski nie rozpadną, ale efekt wizualny i smakowy może być bardzo ciekawy:)
świetne te kluski, zwłaszcza, że niedawno zakochałam się quinoa ;)ile bierzesz na jedną porcję?
OdpowiedzUsuńJestem za przeczekaniem do roztopów :)
OdpowiedzUsuńAga, 1/3 szklanki kaszy i łyżka skrobi (z niewielkim czubem) na jedną osobę powinno być OK.
OdpowiedzUsuńHaniu, no to uf:) Już myślałam, że mi nie darujesz i przegonisz mnie z rowerem na plecach przez zaspy :D
dzięki pięknie :)
OdpowiedzUsuń