Zaskakujące frytki z tofu
Jeszcze nie wiem, czy naprawdę lubię tofu, w każdym razie nie ustaję w eksperymentowaniu z nim.
Podawany przeze mnie przepis pochodzi z książki Marioli Białołęckiej Zaskakujące tofu (wydawnictwo Czerwony Słoń) - prawdziwej kopalni pomysłów na tofu. Choć pozycja ma niewielkie rozmiary, przepisów jest dużo (ponad 80) i są bardzo różnorodne. Pewnie, że można by się przyczepić na przykład do tego, że w książce używa się określenia cider vinaigrette lub deep-fry, choć obie nazwy mają polskie odpowiedniki: ocet z cydru i smażenie w głębokim tłuszczu, ale to szczegóły.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że sponsor książki, firma Polsoja, pójdzie za ciosem i rozszerzy asortyment tofu na polskim rynku o, na przykład, tofu jedwabiste, trudne do zastąpienia innymi rodzajami tofu.
Wiadomo, że zawsze najtrudniej jest wpaść na najprostsze rozwiązanie. Z wielu różnych wypróbowanych przeze mnie sposobów na tofu, ten jest na pewno jednym z najprostszych i zarazem najbardziej smakowitych.
Autorka opatrzyła przepis komentarzem: Dzieci to uwielbiają! Potwierdzam.
A oto i sam przepis:
1 kostka tofu naturalnego (180 g) – z wędzonego lub marynowanego tofu frytki wychodzą równie pyszne, a może nawet lepsze;)
3 – 4 łyżki mąki kukurydzianej
250 – 500 ml oleju do głębokiego smażenia
keczup
Tofu należy bardzo starannie odsączyć na papierowym ręczniku, żeby nie pryskało w trakcie smażenia. Pokroić tofu na kawałki przypominające kształtem frytki, obtoczyć je w mące kukurydzianej, smażyć partiami, żeby nie obniżyć temperatury.
Nie należy smażyć „frytek” zbyt długo, gdyż tofu będzie gumowate. Podawać gorące, z pełnoziarnistym ryżem, surówką i obowiązkowo z keczupem;)
Strona wydawnictwa Czerwony Słoń:
http://www.czerwonyslon.com.pl
NO prosze,prosze... ladnie sie to tak ukrywac :)
OdpowiedzUsuńja tofu uwielbiam, a o tej książce to marzę :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa z tofu mam podobnie jak Ty ;) Jeszcze do końca nie wiem czy je lubię czy nie... Ostatnio, w czasie naszej panieńskiej zabawy ze znajomymi, przygotowywałyśmy i jadłyśmy farsz ze świeżego tofu (coś pomiędzy ricottą, a serkiem homogenizowanym), którym potem nadziewałyśmy łososia. Szybko się robi i muszę przyznać, że było bardzo smaczne. Jak kupię dobrego łososia, to przygotuję w WE i pokażę na blogu.
OdpowiedzUsuń:-*
PS ten usunięty komentarz to moja sprawka... chyba nadal jestem niewyspana ;)
Agaaa, książkę mogę Ci pożyczyć:)
OdpowiedzUsuńAnuszko, jeśli o mnie chodzi, to wolałabym poznać ten farsz z tofu BEZ łososia;), może można by nim nadziać cukinię, ogórka albo kalarepkę?
Miałam napisać to samo, co A, ale w sumie się ujawniłaś :P
OdpowiedzUsuńW niedzielę na Targach zastanawiałam się nad tą książką...
Takie tofu to chyba i ja bym chętnie ten, teges.
Czyli nie trzeba być panną Marple, żeby odgadnąć, że ja to ja? Kurczę, a myślałam, że choć trochę się pogłowicie;D
OdpowiedzUsuńNo wiesz gdyby nie Pani Z (A) to bym sie w zyciu nie domyslila ze Ty to Ty :))) Nieladne bardzo zachowanie i za kare nie zostawie wiecej niz jednego komentarza na miesiac :DD
OdpowiedzUsuńPragne rowniez dodac, ze bez pytania dodalam sobie Twoj blog do google reader i teraz na biezaca bede Cie podgladac :)
Nie mozna ;)
OdpowiedzUsuńAkurat w tym przepisie nie mozna.
Co wcale nie znaczy, ze nie mozesz nadzac cukini :)
Zawszepolko, no to choć Ty jedna byś się nie domyśliła :D
OdpowiedzUsuńCiii, bo jeszcze nie wiem, co to za funkcja google reader, ale w najbliższym czasie to sprawdzę:)
Anuszko, e tam nie można - dla mnie mogłabyś się trochę postarać ;)
Czytnik :) i wtedy bede sledzic Twoj blog :) w zasadzie juz sledze :D
OdpowiedzUsuńAleż oczywiżcie, że bym mogła... Problem w tym, że w farszu też był łosoś ;)
OdpowiedzUsuń